Dyskretna obecność Boga… czyli wycieczka sopockiego OCDS-u po Gdańsku

3 sierpnia 2020
Sopot
Przetłumacz stronę:

W sobotę, 1. sierpnia 2020r., odbyła się coroczna wycieczko-pielgrzymka sopockiej Wspólnoty OCDS. Tym razem po raz kolejny „wszystkie” drogi prowadziły nas do Gdańska, aby prawdą nie okazało się porzekadło, że „cudze chwalicie, swego nie znacie”.

Zaczęliśmy Eucharystią o godz. 9.00 u pallotynów, w kościele pw. św. Elżbiety Węgierskiej, a już wkrótce po Jej zakończeniu zatrzymaliśmy się na tyłach kościoła, by wysłuchać prawie półgodzinnego wykładu naszej wspólnotowej przewodniczki, Violetty, która przekonująco dowodziła, że karmelici pojawili się w Gdańsku o kilka lat wcześniej niż na Piasku w Krakowie. Ich klasztor i świątynia powstały w miejscu, gdzie zaczęła się historia miasta, nieopodal Raduni, a koleje ich obecności były i burzliwe, i niezwykłe (z akcentem na wdzięczność ludzi, która przełożyła się na datki i darowizny obficie płynące do zakonników, zagrożenie ze strony husytów, inaugurację udzielania odpustu, a także na przejęcie świątyni przez protestantów i powrót prawowitych „mieszkańców” i „właścicieli” do Gdańska w 1947 roku)…

I mimo że wycieczka miała swój wiodący temat: „gdańskie Madonny gotyckie”, to co chwilę na prowadzenie „wychodziły” inne kwestie, jak chociażby ta o obecności karmelitów czy o Janie Heweliuszu (jakże pięknej postaci gdańskiego piwowara, prawnika, astronoma i nie tylko, znakomicie wykształconego w Anglii i Francji, któremu udało się pogodzić zarobkowanie z rozwijaniem rozlicznych pasji, a dochody osiągnięte z browarów przeznaczyć np. na wybudowanie własnego obserwatorium, największego wtedy w Europie, wyposażenie go i badanie nieba, co zaowocowało „odkryciem” np. konstelacji niebieskiej nazwanej przez niego „Tarczą Sobieskiego”). Podziwialiśmy kryptę czaszek w podziemiach bazyliki św. Brygidy, wizerunki orła polskiego z różnych okresów historycznych „wpisane” w ogrodzenie ołtarza Matki Boskiej Fatimskiej… zasłuchaliśmy się w legendy związane z różnymi rzeźbami w Bazylice Mariackiej, a wreszcie tak po prostu i „prozaicznie” zasiedliśmy na odpoczynek i pogaduchy przy kawie i słodkościach w ulicznej kawiarence-ogródku.

A w rozmowach prywatnych natrętnie powracała Dorota z Mątowów, niejako dobijając się do nas i upominając o siebie (bowiem wycieczka do Mątowów i Kwidzyna „chodzi” za nami od lat…)

Było nas w tym roku na wspólnym wędrowaniu dziewięć osób, przynależących do trzech pokoleń: niejako dzieci, rodziców i dziadków. A rozsłoneczniony tego dnia Gdańsk przywitał nas tłumami ludzi, ich gwarem, zabieganiem, Jarmarkiem Dominikańskim… A my w tym gwarnym pochodzie przechodziliśmy od jednego zacisza kościelnego do kolejnego. A jednocześnie pozyskiwaliśmy wiedzę o tym, że istnieją w Gdańsku miejsca od końca XIV wieku naznaczone obecnością karmelitów, a TAKŻE TE, do których prowadzą dyskretne boczne wejścia… do kaplic Wieczystej Adoracji, całodziennej spowiedzi, kaplic Maryjnych… I wszędzie tam spotykaliśmy ludzi… przed Bogiem, na kolanach, w intymnej rozmowie z Nim, w akcie pojednania… I jakże one czyniły tę gdańską przestrzeń i codzienność INNĄ, DUCHOWĄ, o której pędzący gdzieś ludzie prawdopodobnie nie mieli pojęcia, bo i po co!?

I po raz kolejny też zyskiwaliśmy pewność, że te coroczne chwile wspólnego wędrowania, pogłębiają naszą tożsamość świecko-karmelitańską, wrażliwość na obecność karmelitów w określonych miejscach (nawet jeżeli są to karmelici trzewiczkowi, jak ci w Gdańsku), ale też zaprzyjaźnienie, wzajemne lubienie, otwartość na siebie i swoje problemy… po prostu zbratanie.
           

Skip to content